Zacznijmy od najbardziej podstawowych rzeczy, czyli co, gdzie i jak.
Animal Show to wystawa zoologiczna, podczas której możemy zakupić rzeczy różnych firm, obejrzeć pokazy np. w tematyce psich sportów, a przede wszystkim pooglądać zwierzęta różnych gatunków i ras oraz porozmawiać z ich hodowcami.
Tym razem odbywało się to w Katowicach w Galerii Szyb Wilson, którą doskonale poznałam już na ostatnich Psotach w Katowicach. Galeria jest dość przestronna, ale niestety nie znajduje się w centrum Katowic, tylko na Nikiszowcu. Dla mnie (i dla wielu osób, z tego, co słyszałam) to spory minus, bo trudniej jest tam dojechać komunikacją miejską, więc tym razem zostałam podrzucona przez tatę.
Co do cen biletów – zależy, kiedy je kupicie. Ja swoje wzięłam już w przedsprzedaży i zapłaciłam 15 zł za osobę, ale jest to cena biletu ulgowego. Cena standardowego biletu w przedsprzedaży wynosiła 19 zł. Było możliwe też kupno biletów bezpośrednio w galerii, ale koszt był odpowiednio wyższy. Mimo wszystko nie jest to ogromna suma i o ile nie przyjeżdżacie z całą rodziną, to raczej nie uszczupli wam to portfela.
Kto tam był? Nie sposób wymienić wszystkich, ciężko to spamiętać. Firm było dosyć sporo, jednak negatywnie zaskoczyła mnie obecność takich jak Vitakraft, które dodatkowo rozdawały darmowe próbki, a większość ludzi radośnie je sobie odbierała, do czego zachęcano w trakcie pokazów… Udało mi się jednak znaleźć ciekawe rzeczy nie tylko dla psów, między innymi Ostołkę (którą chyba każdy z nas doskonale kojarzy za sprawą ślicznych obroży i innych akcesoriów handmade) czy EgzoMuchę, która zachwyciła mnie lasami w słoiku i z wystawy wyszłam, dzielnie dzierżąc wielki słój w obu dłoniach 😀
Gdyby ktoś chciał przyjeżdżać na Animal Show tylko dla zakupów – nie warto. To nie jest impreza nastawiona na maniaków i osoby, które w tym siedzą. W gruncie rzeczy to nic złego – to nie targi zoologiczne, tylko wystawa, więc Bogiem a prawdą nie ma co spodziewać się masy firm i torby pełnej zakupów. Tu wszelkie firmy sprzedające akcesoria są jedynie dodatkiem do głównego tematu, czyli zwierząt.
Przechodząc do nich – będę szczera, nie do końca jestem z tego zadowolona. Nie wszyscy hodowcy wydawali się wiarygodni, zwierzęta niektórych z nich były ewidentnie nieprzyzwyczajone do warunków panujących na wystawie.
Część z nich miała być w trakcie obu dni, a przyjechali tylko w niedzielę lub nie przyjechali w ogóle – w efekcie część Galerii Szyb Wilson była pusta, wisiały w niej jedynie karteczki, którymi oznaczone były miejsca dla poszczególnych osób. Mam świadomość, że życie nie zawsze jest przewidywalne, ale jednak to nie był brak wystawcy czy dwóch…
Najbardziej jednak zabolało mnie coś innego, czyli traktowanie zwierząt. Jak wspomniałam powyżej, niektóre z nich zdawały się nie być przyzwyczajone do tylu ludzi, zapachów i dźwięków. Dodatkowo nie wszystkie miały zapewnione odpowiednie warunki. Nie była to jednak wina samych hodowców, ale też organizatorów. Wybaczcie wyrażenie, ale tam był po prostu bajzel. Naprawdę, według mnie dałoby się zorganizować to inaczej i nie rozrzucać najróżniejszych gatunków po całej sali bez żadnego ładu i składu, tylko psy trzymać bliżej psów, a gryzonie z gryzoniami. Niestety na Animal Show ułożenie wszystkich stoisk wyglądało jak rozsypanka.
Byłam tylko na jedynym całym pokazie i był to pokaz agility. Był całkiem przyjemnie poprowadzony, a Kraken, czyli border biorący w nim udział, radził sobie z torkiem naprawdę nieźle i nie rozpraszał się tłumami. Natomiast jeśli spodziewacie się cudów, to i tym razem muszę was zawieść. Pokazy są prowadzone raczej pod rodziny z dziećmi i laików. Nie zobaczycie tu nie wiadomo czego – raczej najbardziej podstawowe rzeczy i garść informacji, a później zabawę dla młodszych uczestników wystawy. To akurat nie jest wadą samą w sobie, ale jednak lepiej wiedzieć i nie wyobrażać sobie, że obejrzy się niesamowite psie akrobacje.
Najbardziej byłam nastawiona na pokaz ratownictwa i psów tropiących, który jednak… nie odbył się. Czemu? Nie mam pojęcia, ale zgaduję, że też coś im wypadło. Pokazy były ciekawe, ale nie aż tak angażujące, jak sobie wyobrażałam. Na pewno zainteresowały rodziny z dziećmi i osoby, które nie mają większej wiedzy, chociażby na temat psich sportów. Dla mnie niekoniecznie były wielką atrakcją, mimo że zazwyczaj wszelkie sporty kynologiczne i sztuczki oglądam z zapartym tchem. Kolejnych pokazów już nie odwiedziłam, wolałam pospacerować wśród wystawców.
Uwaga, będę chwalić!
Jedzenie na Animal Show można było kupić na zewnątrz Galerii Szyb Wilson w ustawionych tam foodtruckach. Frytki i owocowa herbata mrożona – mniam! Mój wewnętrzny jamochłon jest zadowolony.
Skoro tak się skarżysz na połowę rzeczy, którą się tam działa, to czemu siedziałaś tam aż siedem godzin, zapytacie? Nie miałam dojazdu do domu przed siedemnastą.
A tak serio, to większość wydarzenia spędziłam w jednym miejscu i nie, nie były to okolice foodtrucka z frytkami. Rozmawiałam z Nadzieją, czyli hodowcą szczurów z hodowli Z Chaty Strzygi. Na początku, po zwiedzeniu całej galerii, przyszłam raz, porozmawiać i pooglądać szczury, a po połowie godziny wróciłam do dalszego oglądania innych stoisk, ale po drugim obejściu postanowiłam wrócić. W efekcie przesiedziałam (miała drugie krzesło, a przyjechała sama, więc z chęcią przyjęła moje towarzystwo, albo przynajmniej tak udawała. Mam nadzieję, że to pierwsze.) praktycznie całą wystawę – nie licząc małych przerwy na n-te z rzędu okrążenie wokół pozostałych wystawców – rozmawiając z nią i głaskając szczury. Nadzieja okazała się naprawdę ciekawą i sympatyczną osobą, miło nam się rozmawiało. Oczywiście obfociłam szczury ze wszystkich stron. Zasłużyłam na order z ziemniaka dla najlepszego pseudoasystenta?
Muszę też pochwalić ogonki Nadziei – widać było, że są zsocjalizowane lepiej, niż niektóre psy. Nawet gdy słyszały głośny szczek, otwierały tylko leniwie oczy i zaraz wracały do spania. Marzą mi się wydarzenia, na które hodowcy zabierają jedynie zwierzęta zachowujące się właśnie tak – spokojne i przyzwyczajone, a nie nerwowe i zestresowane.
Animal Show nie jest wystawą złą – jest wystawą, według mnie, niedopracowaną.
Ludzie, którzy na co dzień nie siedzą w zwierzęcym świecie, ale przepadają za zwierzętami lub chcą pokazać dzieciom pieski i dać pogłaskać węża, będą zadowoleni. Ci bardziej wciągnięci w ten świat zauważą w wydarzeniu wiele mankamentów. To niecałe siedem godzin byłoby dla mnie zdecydowanie zbyt długie i nudne, gdyby nie miłe towarzystwo, dlatego raczej nie warto wyrywać się tam na aż tak długo.
Czy jestem zadowolona? Bardzo, choćby dlatego, że mogłam poznać ogony Nadziei i ją samą. Czy poleciłabym wybranie się tam? Zależy, czego oczekujecie. Warto spróbować i mieć szansę porozmawiać z innymi zapaleńcami, bo większość hodowców jednak ma kręćka na punkcie swoich zwierzaków i można naprawdę ciekawie z nimi porozmawiać. Lepiej nie oczekiwać jednak czegoś, co wywoła u was wielkie wow, bo tego raczej tam nie znajdziecie.
A wy – byliście kiedyś na takiej wystawie? Może odwiedziliście Animal Show? Co sądzicie?
SMELLS LIKE ADVENTURE © 2018-2019 - Wykonanie Dzikość w Sercu