Mam problem z moim psem… mówią osoby, których pies niszczy w domu, jest agresywny, lękliwy, nadmiernie emocjonalny. Czy to zachowanie może być też problematyczne dla samego psa?
Zdarza się, że ich nie zauważamy, bagatelizujemy, ignorujemy. Problemy naszych czworonogów. Jedni po prostu nie wiedzą, innym zwyczajnie to nie przeszkadza, dlatego wolą się w to nie zagłębiać, ominąć temat. Niezależnie od tego, jak na problem reagujemy, jest jeszcze ktoś, kogo też to dotyczy. Sam zainteresowany – pies.
Kiedyś zawsze miałam pretensje do Tobiasa o to, że szczekał. A szczekał często, tak samo, jak często rwał na smyczy, aż ręce bolały po półgodzinnym nawet spacerze. Przychodziłam do domu sfrustrowana i zawiedziona, że po raz kolejny zamiast miłego wyjścia mam coś takiego. Wtedy nie zastanawiałam się, jak on się z tym czuje. Byłam po prostu zła, że to robi.
Teraz wiem, że jemu też jest ciężko. To nie jego wybór, że nie potrafi opanować swoich emocji. Mówiąc szczerze – to moja „zasługa”, efekt zaniedbań. Skąd miałam wiedzieć? Gdy do nas trafił, byłam dzieckiem. Ale nie oszukujmy się: gdybym wzięła szczeniaka z moją dzisiejszą wiedzą, wielu z tych problemów możnaby uniknąć.
Psu, który jest stabilny, zdecydowanie łatwiej się żyje. Nie ma tylu rzeczy, którymi musiałby się stresować, nie ma frustracji właściciela związanej z jego nieodpowiednim zachowaniem. Egzystuje sobie bezpieczny i zadowolony u boku swojego człowieka. Pies, który jest nadpobudliwy, lękliwy, agresywny, ma w życiu trudniej. On nie decyduje nagle „teraz będę zachowywał się tak i tak”, po prostu nie widzi innej drogi. Sam nie potrafi tego zmienić. Na pewno nie jest mu łatwo, kiedy boi się przejść obok samochodu lub nakręca się na każdy zauważony na spacerze rower. Ale ktoś może mu pomóc. Tym kimś jesteś ty.
Nie chodzi o to, żebyś teraz posypywał głowę popiołem i płakał rzewnymi łzami nad nędznym losem swojego futrzaka. Wystarczy, że zauważysz problem. Zaakceptuj to, że on istnieje, nie zamiataj go pod dywan. To już dużo, naprawdę. Tak właśnie robisz pierwszy krok do jego rozwiązania. Potem spróbuj przeanalizować, dlaczego w ogóle zaistniał, jaki mógł być powód. Jeśli sam nie potrafisz dojść do jego źródła lub nad nim pracować, zgłoś się do behawiorysty. Tylko zapytaj wcześniej bardziej doświadczonych psiarzy, niestety nie każdy „psi psycholog” jest odpowiedni i ma wiedzę, a przecież nie chcesz jeszcze bardziej namieszać w głowie swojego czworonoga 😉
A później pokaż swojemu psu, że może na tobie polegać. Będzie wam się łatwiej żyło, obojgu.
Tak, Tobias też ma problemy. One nie są tylko jego, a nasze wspólne. Pracujemy nad nimi razem, i chociaż zaliczamy zarówno wzloty, jak i upadki, to wiem, że warto. Już teraz widzę zmiany i porównując jego zachowanie z dziś i kiedyś, jest zdecydowanie lepiej. To żmudna praca, sinusoida sukcesów i niepowodzeń, ale w końcu przychodzą momenty, gdy widać, że to przynosi efekty.
To nasze problemy. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła spojrzeć na tę listę i z uśmiechem przyznać, że to już za nami. Na razie jesteśmy w drodze.
brak skupienia w trudniejszych sytuacjach – na dzień dzisiejszy dla Tobiasa trudniejszą sytuacją jest spacer, na którym jest zbyt wiele zapachów lub taki, na którym napotykamy psa. Nie mogłabym spuścić go ze smyczy, bo uciekłby daleko i raczej nie wróciłby na wołanie. Nawet na smyczy czasami ciężko go kontrolować, bo w takich chwilach mózg łaciatego się wyłącza i nie reaguje na komendy. Teraz jest lepiej, bo coraz częściej udaje mi się uzyskać połączenie z częścią myślącą, zdecydowanie bardziej wychodzi nam wykonywanie komend w nowych miejscach lub nawet przy psach za płotami, co kiedyś wydawało się marzeniem. Oczywiście, psy luzem lub na smyczy dalej są czymś o wiele ciekawszym i emocjonującym, ale i nad tym pracujemy.
szczekanie na psy i wyrywanie się do nich – Tobi wyznaje zasadę widzę psa = szczekam. Robi to, dopóki ten nie zniknie z jego pola widzenia. Jeśli jakiś futrzak jest w zasięgu wzroku, łaciaty będzie szarpał i skakał w jego stronę, niezależnie od tego, czy ogranicza go smycz (a że zawsze ogranicza, to nie ma zbytniego wyboru). W zwalczaniu tego problemu najbardziej pomagają nam regularne treningi w TRIKu, gdzie przez godzinę w tygodniu uczymy się mijać inne psy bez zbędnej ekscytacji. Ostatnie kilka miesięcy niestety zajęcia odbywały się bez nas, bo wieczorami było zbyt ciemno na jeżdżenie do Gliwic, ale teraz wracamy, bo zajęcia dają nam tyle dobra, że nie wyobrażam sobie z nich zrezygnować.
zabieranie przedmiotów – kiedy łaciaty się nudzi, chodzi po domu i szuka czegoś, co możnaby ukraść. Rzeczy podkrada nadal, ale raczej nie mam już problemu z odbieraniem mu ich. Od kiedy nauczył się komendy „przynieś”, oddaje mi je sam. A jak się wtedy cieszy!
Problem nie jest końcem świata. Ważne tylko, żeby wiedzieć o jego istnieniu. A ty, jak sobie radzisz z problemami swojego psa, nad czym aktualnie pracujecie? Może nie macie niczego takiego? Daj znać w komentarzu, chętnie poznam też twoją opinię w tym temacie!
SMELLS LIKE ADVENTURE © 2018-2019 - Wykonanie Dzikość w Sercu