W moim życiu nadchodzi teraz czas zmian i wyborów. Egzaminy już za mną, papiery do nowej szkoły złożone, czas czekać na wyniki rekrutacji. Dziwnie się czuję z myślą, że za niecałe 4 lata osiągnę ten magiczny wiek zwany osiemnastką. Wiecie, to tak poważnie brzmi. Studia, praca, dorosłość. Te dwa lata w nowej szkole (pozdrawiam, pierwszy rocznik posłany do 7 klasy zamiast do gimnazjum) minęły tak szybko. Pamiętam ten dzień, kiedy pierwszy raz stanęłam przed budynkiem dawnego gimnazjum. Przecież to było tak niedawno! A już niedługo po raz ostatni wejdę tam jako uczeń. Moje wyniki z egzaminów są na całkiem dobrym poziomie i w sumie jestem z siebie nawet zadowolona – a to nie zdarza się często, jestem raczej ambitnym leniem, któremu ciężko przechodzi przez usta ej, ty! Dobra robota! wypowiedziane do samego siebie. Liceum, do którego idę, nie ma ogromnej renomy, żaden prestiż. Czuję się tam dobrze, nauczyciele nieźle przygotowują do matury, ludzie są sympatyczni. I tyle, mówiąc szczerze. Wydaje mi się, że wybrałam dobrze. Jak będzie naprawdę? To się zobaczy.
Wciąż nie do końca do mnie dociera, że coraz więcej moich decyzji będzie miało jakiś wpływ na moją przyszłość – a na pewno większy, niż kiedyś. Jakoś tak ciężko mi się przyzwyczaić do tego, że się zmieniam, obchodzę kolejne urodziny i wbijam nowe levele w życiu. Nie boję się, ale jednak trochę stresuje mnie to wszystko: zmiana środowiska, nowa klasa, szkoła, znajomi. Dużo tego. Nie mam jeszcze jakichś dokładnych planów na przyszłość – nie wiem do końca, co będę w życiu robić. Na razie jestem na etapie wyboru rozszerzeń, zdecydowałam się na klasę lingwistyczną. O mojej przyszłości wiem jedną, bardzo banalną, ale ważną dla mnie rzecz:
Pewna dziewczyna tak jak i ja w tym roku podejmuje decyzję o wyborze szkoły i klasy. Uzupełnia swoje dane na stronie przeznaczonej do rekrutacji. Imię, nazwisko, adres zamieszkania. Gotowe. Strona powoli się ładuje, nadchodzi czas wyboru trzech szkół (a w nich jeszcze klasy, olaboga!), do których zamierza iść. Dziewczyna obraca się na fotelu i namyśla chwilę. Z salonu słyszy głos swojej mamy. Jeszcze przez moment obserwuje kwiaty za oknem, po czym łapie za myszkę. Szkołą pierwszego wyboru zostaje ta, do której powinna iść. Nie chciała, powinna. Według swojej rodzicielki. Nie do końca jest z tego zadowolona, ale nie chce się sprzeciwiać. Nie warto. Rozmowy nic nie dały, więc po co się spierać?
Kolejna anegdotka: Marzeniem dziewczyny jest dostać się na pewne studia. Kierunek jest powiązany z czymś, co naprawdę ją fascynuje. Zawsze dobrze sobie z tym radziła i czuła przyjemność z tego, co robi. Jednak zawód po tych studiach jest zdominowany przez mężczyzn. Od ojca słyszy, że to nie dla niej, że nie da sobie rady. Po co ma się tam pchać? Od matki – że i tak nie da sobie rady, więc po co marnować czas. Bardzo często inni mogą nam służyć pomocą, kiedy stoimy przed ważną decyzją – i nie mówię tu tylko o czymś takim jak wybór szkoły, bo to tylko kropla w morzu. Ale czasami inni chcą za nas przeżyć nasze życie i uważają, że mogą o nim decydować. Ja przede wszystkim chcę być szczęśliwa. Jako ja, nie jako narzędzie do spełniania niespełnionych ambicji. Jeśli za kilka lat pożałuję swojego wyboru, to będę mogła mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie. Jeśli kiedykolwiek podejmę decyzję, którą potem uznam za złą, to nie będę mieć żalu do kogokolwiek o to, ze w jakiś sposób wpłynął na mnie. Wolę, żeby decyzja była zła, ale moja. Może dla starszych czytelników wybór kolejnego etapu edukacji z perspektywy czasu wyda się błahy. Może i jest. Ale ja, jako nastolatka, która stoi przed takim wyborem, od znajomych, również tych internetowych, słyszę masę wątpliwości. Słyszę ludzi, za których rodzice lub znajomi chcą podejmować pierwsze tak ważne decyzje. Słyszę tych wyśmianych, bo chcą iść do danej szkoły czy klasy. Słyszę tych, którym nie jest tak prosto zadecydować o własnej drodze do szczęścia.
I wiem, że to wszystko nie jest takie proste. Że większość ludzi i tak nie pracuje potem w wymarzonym zawodzie. Że czasami naprawdę nie warto, a ci bardziej doświadczeni „w życie” mogą posłużyć dobrą radą, która czasami jest na wagę złota. Ale to nie znaczy, że nie warto tych marzeń mieć. Że warto spełniać czyjeś marzenia zamiast swoich. Że trzeba zostać lekarzem lub prawnikiem mimo, że wcale nas do tego nie ciągnie. A ten tekst nie jest tylko o wyborze szkoły. Jest o decyzjach, przed którymi ciągle stajemy w naszym życiu. I o tym, jak często dajemy za wygraną dlatego, że inni mają dla nas inny plan. Jeśli stoisz przed wyborem – jakimkolwiek wyborem – wysłuchaj ludzi wokół ciebie. Może pomogą ci znaleźć dobre rozwiązanie. W końcu pomocnych osób jest tak wiele! A potem i tak podejmij własną decyzję. Przemyślaną, ukształtowaną również przez cudze opinie. Ale nie narzuconą.
SMELLS LIKE ADVENTURE © 2018-2019 - Wykonanie Dzikość w Sercu