Niedawno przypomniałam sobie (dzięki Natalia!), że w niedzielę minął rok, od kiedy założyłam Smells like adventure, dlatego dziś trochę rozgadam się na temat blogowania. Pomysł na SLA wyszedł przypadkiem. To nie jest mój pierwszy blog, nie ukrywam – nie pamiętam nawet, od czego się zaczęło, ale wiem, że już jako dzieciak pisałam sobie blogi w tematyce okołozwierzęcej. Moja relacja z tworzeniem tekstów de facto trwa od momentu, w którym nauczyłam się w miarę składnie łączyć ze sobą litery w wyrazy i zdania. Wciąż mam gdzieś notes z moimi opowiadaniami z pierwszej klasy! Kiedyś jednak moja i blogowania drogi się rozeszły. Nie pisałam ponad kilka miesięcy i czułam, że czegoś mi brakuje. I myślałam, czy by do tego nie wrócić. Oczywiście pierwszą fazą było zaprzeczenie – bo nie wypali, bo nie będę regularna, bo popiszę tydzień i rzucę to w kąt, bo nie mam tematów. Potem przyszło a co, jeśli? Mniej lub bardziej świadomie myślałam nad nazwą, powstawały różne wersje (a najlepsze z nich oczywiście w momentach, gdy nie ma tego nawet gdzie zapisać – myślenie pod prysznicem rządzi!). W pewnym momencie poczułam się, jak gdyby kreskówkowa żarówka właśnie rozbłysła nad moją głową. Smells like adventure. To jest to.
Potem poszło już szybko – bo jeśli czegoś chcę, to potrafię temu poświęcić godziny, planować to milion razy i nie przestawać, dopóki nie będzie gotowe. Załatwiłam domenę (tak naprawdę, to dobrze wiecie, kto ją załatwił, ja w sprawach informatycznych nie siedzę aż tak, dlatego poszczęściło mi się, że mam pod ręką kogoś, kto załatwi wszystkie sprawy i rozwiąże problemy techniczne. I nawet nie muszę mu płacić za ogarnianie tego wszystkiego! :P), zamówiłam grafikę na podstawie mojej fotki, znalazłam szablon. Wszystko szło pomyślnie, choć może nie bezproblemowo, ale nie chciałam rezygnować. W maju przekładałam otwarcie z tygodnia na tydzień, wciąż znajdowało się coś do poprawki. A potem nadeszła sobota, 2 czerwca. Miałam gotowe zdjęcia, tekst napisany w notatniku w telefonie i motywację do tego, żeby zacząć. Klik. Opublikuj. Pierwszy tekst poszedł w świat, a ja zaczęłam się stresować. A co, jeśli jest beznadziejny? Trochę był, ale jednak był mój. Od czegoś trzeba zacząć, prawda? Pisałam z tygodnia na tydzień i ku mojemu zaskoczeniu, znalazłam odbiorców! To był pierwszy sukces. Drugim sukcesem było otrzymanie miłych słów od kilku moich blogowych idoli, jeśli można tak to ująć (wciąż pamiętam, jak ucieszyłam się z komentarza od My Heart Chakra. Bo jak to? Coś takiego na moim blogu? Może nic specjalnego, ale dla nastolatki, która pierwszy raz zaczyna pisać na poważnie, to jednak coś).
Tak możnaby opowiedzieć historię Smells like adventure w pigułce. A teraz przechodzę już do tytułowej części posta, czyli
Oj, ile ja mogłabym wymieniać! Możliwości są nieskończone, ale opiszę kilka rzeczy, które cieszą mnie najbardziej. Po pierwsze – rozwój. Dzięki blogowi piszę więcej tekstów i robię więcej zdjęć, a jak wiadomo, im częściej coś robisz, tym lepiej ci to wychodzi. O ile wkładasz w to serce! Drugie to motywacja. Blog daje mi porządnego kopniaka w tyłek, gdy mi się nie chce. Bo przecież nie napiszę kolejny raz o tym, że nie robię nic, prawda? Oczywiście trzymam tu zdrowie granice i nie biorę się za ćwiczenia na siłę tylko po to, żeby mieć się czym pochwalić. Ale jednak blog jest świetnym motywatorem, nie zaprzeczę.
Kolejną rzeczą jest poznanie nowych ludzi. Dzięki SLA znalazłam wielu nowych znajomych (mogłabym teraz pisać i pisać, ale najbardziej chciałabym tutaj wyszczególnić Natalię z bloga Bark Side i cały team, z którym spotkałam się na Psotach w Katowicach. Dziękuję wam za wszystko!). Dodatkowo mogłam wziąć udział i współorganizować wraz z Patrycją z Kreatywnie z psem i Zosią z B the great wyzwanie czytelnicze, znane również jako #międzykartkami. A poza tym, blog jest dla mnie niczym dziennik, w którym znajduje się cała historia moich sukcesów i porażek, moja droga przez pracę z psem do (oby!) osiągnięcia sukcesu.
Pisanie jest czymś, czego po prostu potrzebuję. Kiedy nie piszę, czuję się źle. Lubię przelewać swoje myśli na papier (lub ekran komputera) i tworzyć wartościowe (bardziej lub mniej) treści. Dziękuję wam za ten rok. Za to, że mogłam poznać tyle niesamowitych osób, spotkać nowych ludzi, zdobyć nowych odbiorców. Że mogłam nauczyć się nowych rzeczy i mieć z tego niezły fun. W podziękowaniu, mam coś dla was – konkurs! Szczegóły ujawnię już niedługo na fanpage Smells like adventure. Stay tuned 😀
SMELLS LIKE ADVENTURE © 2018-2019 - Wykonanie Dzikość w Sercu