Zawsze lubiłam cyfrę pięć, w sumie nie wiem dlaczego. To taka sympatyczna, okrągła liczba, na którą przyjemnie się patrzy.
Jakoś tak się złożyło, że jutro, 21 czerwca, łaciatemu panu wybije pięć lat. Kolejne urodziny za nami, kolejne lata przed nami. Czas na wpis pełen zdjęć robionych tosterem i wspomnień.
Tobias pojawił się niespodziewanie, przynajmniej dla mnie. Mogłabym cię oszukiwać godzinami i przekonywać, że od maleńkości marzyłam o czworonogu przynależącym do gatunku canis lupus familiaris, a moim pierwszym wypowiedzianym słowem bez wątpienia było „piesek”.
Otóż nie tym razem. Mała ja uwielbiała koty całą mocą swojego dziecięcego serduszka. Ukochaną książką Dominiki, lat siedem, było chyba ” 1000 ras kotów”. Prosiłam rodziców o to, żebyśmy wzięli do domu jakiegoś mruczka, ale pozostawali nieubłagani.
A potem pojawił się pies.
Muszę przyznać, że jakkolwiek beagle to cudowna rasa, tak absolutnie nie nadaje się na pierwszego psa rodziny, która do tej pory nie miała zbyt wielu doświadczeń z psami, i jestem tego żywym przykładem. Z tym, czego nie wypracowaliśmy wtedy, zmagam się do dziś.
Ale nie mogę zaprzeczyć, no nie mogę, nawet jeśli bym chciała – pokochałam tę puchatą kulkę na grubych, niezgrabnych łapkach, gdy pierwszego dnia zasnęła na moich kolanach. I tak zaczęła się moja przygoda z psami.
Trochę się przez to pięć lat zmieniłam, nie ukrywam. Z niespełna jedenastolatki stałam się licealistką. Zmieniał się i Tobias, łapy się wydłużyły. Chciałabym powiedzieć, że nie tylko jego wygląd się zmienił i z charakteru stał się bardziej dojrzały, ale to byłaby tylko częściowo prawda. Nie jest już tak narwany, jak za młodziaka, ale wciąż ma w sobie dzikie pokłady energii i masę głupich pomysłów. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają, co?
Z posłuszeństwem jakoś tam sobie drepczemy, powoli, na ile życie nam pozwala. Nie jest perfekcyjnie i pewnie nigdy nie będzie, ale ludzie uczą się na błędach.
Poza tym? Spędzamy razem czas, chodzimy na długie spacery, uczymy się sztuczek, jeździmy na zajęcia, szukamy keszy. W deszczowe dni tulimy się w domu, w te cieplejsze wybieramy się na eskapady do lasu. Dobrze się razem bawimy i mam nadzieję, że przed nami jeszcze ogrom takich chwil.
Mimo wszystkich problemów, zdecydowanie jestem wdzięczna Tobiasowi, przede wszystkim za to, czego mnie nauczył i wciąż uczy. Jeśli chodzi o cierpliwość, robi to do dziś i nie podejrzewam, że przestanie sprawdzać jej granice.
Dzięki niemu znalazłam nowe pasje. Zainteresowałam się kynologią, założyłam bloga, zaczęłam robić zdjęcia. Poznałam masę nowych ludzi i ich psy, dostarczyłam sobie ogromu inspiracji.
Przede wszystkim jednak zyskałam przyjaciela. I niezależnie od tego, jak bardzo mam czasami ochotę wyrzucić go przez okno (toz już jedzie?), to kocham go. Jestem szczęśliwa, że jest, pojawił się w moim życiu i go nie opuszcza.
Mistrzynią składania życzeń nie byłam nigdy, ale wątpię, żeby łaciaty to oceniał i mam nadzieję, że ty też jakoś przebolejesz ten brak kreatywności.
Tobi, wszystkiego najlepszego. Obyś żył jeszcze długi czas, zawsze cieszył się zdrowiem, wcinał swoje ukochane jedzenie i doprowadzał mnie do szewskiej pasji na spacerach. Dziękuję, że jesteś.
SMELLS LIKE ADVENTURE © 2018-2019 - Wykonanie Dzikość w Sercu