Jeśli czytasz ten wpis (a zakładam, że to właśnie robisz), wiedz, że aktualnie nie ma mnie w domu. Jestem na Planszówkach w Spodku i zapewne przegrywam właśnie emocjonująca partyjkę jakiejś gry. Wpis opublikował się sam, o ustawionej godzinie, coby nie zostawiać czytelników na tekstowym głodzie 😛 Jeżeli bardzo cię ciekawi, co porabiam, możesz mnie popodglądać na instastories, na pewno wrzucę tam kilka kadrów z wydarzenia. A teraz już nie przedłużam, od tego akapitu będzie w temacie. Możesz czytać bez absolutnie żadnych obaw:
Ten rok dopiero się zaczął, a jednak. Miesiąc zleciał szybciej, niż bym się tego spodziewała. Jak zwykle, było sporo niepowodzeń i rozczarowań, ale też sukcesów. Nikt nie jest idealny, nawet w tym wspaniałym czasie zwanym nowym rokiem.
Moje wielkie plany na temat tego, jak bardzo wcześnie będę codziennie wstawać i ile świetnych rzeczy będę robić wypaliły… częściowo. Do jakiegoś czasu rzeczywiście wstawałam o 6 rano i praktykowałam Miracle Morning (nazwa brzmi tajemniczo? Zajrzyj do wpisu o bujo, tam znajdziesz kilka słów o tym, jak spędzam swoje poranki i dlaczego tak). A potem się rypnęło. Najbardziej kilka dni temu, kiedy położyłam się o wiele za późno, a zerwać musiałam się wcześnie, ze względu na szkołę. Oczywiście obudziłam się totalnie niewyspana i niezadowolona, a z MM nie było całkowicie nic. Bywa.
Co do regularnych publikacji, które planowałam – jak widzisz, początek stycznia nie był w nie szczególnie obfity. Pod koniec miesiąca się ruszyłam, zaczęłam znowu robić fotki na Instagrama, a nawet dodałam wyróżnione relacje! Ogarnęłam też szablon do stories w Canvie. Teraz wszystkie będą wyglądać spójnie z całym profilem. Wciąż pozostaje mi większe wczytanie się w hashtagi i rozpisanie sobie mojej hashtagowej strategii. Mam już na to zarezerwowaną stronę w moim bujo, wystarczy ją tylko zapisać!
W lutym zamierzam bardziej się przyłożyć do wstawania i kładzenia się o odpowiednich godzinach (tym bardziej, że naprawdę widzę różnicę w swoim samopoczuciu! Warto choćby spróbować i obserwować efekty też u siebie, nawet jeśli brzmi to dla ciebie głupio :D). Ze spraw blogowych planuję nareszcie poukładać hashtagi. I więcej udzielać się na profilach innych, ostatnio byłam aktywna jedynie u siebie.
Pies, jaki jest, każdy widzi. Dalej mamy lepsze dni, gorsze dni. I tak w kółko, możnaby rzec. Więcej ostatnio spacerujemy, rzadziej za to trenujemy dogfitness, do czego planuję po raz kolejny wrócić. Szwędamy się wspólnie po lesie i okolicach. Trochę ćwiczymy, ale daję łaciatemu odetchnąć, węszyć, wyciszyć się. Powiem wam szczerze, że (mam nadzieję, że nie zapeszę) od jakiegoś czasu Tobias jest spokojniejszy. O wiele mniej wyrywa się na smyczy, grzecznie omija psy. Co prawda są to raczej psy, od których dzieli go płot, ale nawet zapłoty ciężko jest ominąć, kiedy ujadają jak wściekłe.
Poza tym zaliczyliśmy kilka sukcesów związanych z ignorowaniem innych spacerujących psów. Nie zawsze mam całkowitą ciszę i skupienie absolutne, za to coraz częściej udaje mi się odwrócić uwagę Tobiasa i po jednym szczeku przejść bez fiksowania na futrzaka stojącego po drugiej stronie ulicy.
Jak będzie dalej? Nie wiem. Ale kiedy już dni staną się nieco dłuższe i mniej chłodne, wracamy do TRIKa. Nie poddajemy się, o nie. Niestety w naszym miejscu za mieszkania nie widzę ogarniętych psiarzy, z którymi mogłabym się umówić na spacer równoległy, a takie zajęcia w grupie sporo dają i odwrażliwiają Tobiasa. Nie ukrywam, że fakt obecności osoby prowadzącej zajęcia też sporo daje – ktoś zauważa moje błędy już w momencie, gdy je popełniam i pomaga je korygować, szuka ze mną nowych rozwiązań.
Mało się ostatnio udzielam u innych w sieci, a szkoda, bo wokół wciąż jest masa wspaniałych twórców. W tym miesiącu linkuję tylko wpisy z psiarskich blogów, jednak to może się zmienić – na razie po prostu nie znalazłam nic innego wartego uwagi. Jeśli masz coś, co polecasz, daj znać! Nowe inspiracje są zawsze mile widziane 😉
Hejted – srejted – tytuł oddający w stu procentach temat wpisu. Vuk vuk jak zwykle nie zawodzi i celnie komentuje sytuację zaistniałą ostatnio w środowisku psiarzy, szczególnie tych młodszych. Jeżeli nie siedzicie w nim aż tak, jak ja, niekoniecznie wiecie, o czym mowa. Nie szkodzi, wpis nie orbituje wokół samego wydarzenia, porusza za to sporo ważnych tematów.
Szwecja z psem – co i jak? – po raz kolejny polecam wam Wanderdogs, wiem! Nie mogę inaczej. Mimo, że w blogosferze są raczej świeży, mają niesamowicie klimatyczne zdjęcia i treściwe wpisy. Podróżnik ze mnie żaden, ale i tak czyta się przyjemnie. A nuż ktoś z was zechce wybrać się do Skandynawii? Po lekturze tego posta – nie zdziwiłabym się.
O co tak naprawdę chodzi w blogowaniu? – Makulscy. Jedna z moich ogromnych inspiracji i jeden z pierwszych poznanych psich blogów, znowu z mądrym wpisem. O tym, czym jest blogowanie. Warto przeczytać, niezależnie od tego, czy kiedykolwiek próbowaliście publikować swoje teksty w sieci.
Tak właśnie upłynął nam pierwszy miesiąc nowego roku. A jak u ciebie? Czekam na twój komentarz!
SMELLS LIKE ADVENTURE © 2018-2019 - Wykonanie Dzikość w Sercu